Móżdzek drzemał w niebowięty, gdy nagle ze snu zaczął wybudzać go ogromny smród. Rozwinął skrzydełka, wysunął kiełki, zmarszczył brwi nie potrafił zlokalizować źródła złego zapachu. Zastnawiał się czy to Magda nie nabawiła się kataru, albo czy aby przypadkiem nie umyła zębów po nocy. Nic z tego, to nie było to. Zaczynał coraz bardziej nerwowo machać skrzydelkami. Połączenia nerwowe przeskakiwały coraz szybciej.

Aż tu nagle z ucha wyszedł błędnik. Był w strasznym stanie. Wokół niego latało stado much, jego majtki i skarpetki były całkowicie brudne, a z pod pach wystawały kłęby brudnych włosów. Z powodu depresji zaprzestał kąpieli, nie miał siły na egzystencję, szczególnie na tak błahe czynności jakim niewątpliwie jest kąpiel. Błędnik czuł się nie zrozumiały, nie potrafił określić kim właściwie jest i jaki styl błędnika posiada. Czuł się nie doceniany, w końcu przez 23 lata jest odpowiedzialny za utrzymanie równowagi Magdy, a tu żadnych wyrazów wdzięczności.
Móżdzek złagodniał na widok fatalnego stanu błędnika, przecież to może doprowadzić do zapalenia błędnika u Magdy, co łączy się z długotrwałym leczeniem.
Wzdychnął cichutko.
Schował kiełki.
Postanowił mu pomóc, nie wiedział tylko jeszcze jak...
Ale ile to paili
OdpowiedzUsuń